2016/02/13

Sentymentalnie palcem po mapie

Gdyby w tej chwili ktoś kazał wybrać Ci jedno miejsce na mapie, w którym czujesz się szczęśliwy i spełniony, a do tego zafundowałby Ci podróż, byś mógł się tam znaleźć i pomógł w ewentualnej przeprowadzce - zostałbyś tam, gdzie teraz jesteś czy pakowałbyś walizki? 


Jak to jest z tym przywiązaniem?

Są miejsca, od których palec nawet na mapie ucieka jak plus od plusa a minus od minusa (o ile dobrze pamiętam prawo przyciągania z fizyki).  Są też takie, do których chętnie się wraca, a zbliżając się do nich, serce wali jak młotem. To chyba nazywa się nostalgia, a może przywiązanie. Bez względu na nazwę, miejsca mają znaczenie, czy się tego chce czy nie.

Przywiązać można się do wszystkiego. Z tej chyba przyczyny trzymam na szafie ogromnego pluszowego misia, na wieszaku dawno za małą sukienkę czy opakowania po perfumach, które nadal ulatniając zapachy, przywodzą mi na myśl wieeele momentów sprzed miesięcy i lat.

Miasta do szuflady nie schowam, ale zdjęcia z chwil w nim spędzonych już tak. Ulubionej knajpy nie urządzę w domu, ale mogę się do niej wybrać w wolny weekend. Sentymenty nachodzą nas, molestują i , i stąd pewnie biorą się podróże do miejsc, z którymi kojarzy nam się coś więcej niż tylko zabytki na starówce. Pewnie wydarzyło się tam coś wyjątkowego lub pewien etap naszego życia właśnie tam dobiegł końca.


Do miast, które mają dla mnie więcej niż żadnego znaczenia, z pewnością należy Toruń. Do dziś bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym wprowadzałam się do mojego pierwszego studenckiego mieszkania przy Grudziądzkiej 57B, w którym, notabene, zostałam kolejne dwa lata. Studia na UMK, do tej pory uważam za jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Może każde inne miasto, do którego trafiłabym w tamtym czasie, wywołałoby u mnie po latach takie emocje. Jednak traf chciał, że moim pierwszym przystankiem po rodzinnym domu, był właśnie gród Kopernika.

Zmieniły się priorytety, niestety

To w Toruniu zmieniło się moje podejście do życia, priorytety i plany. Tutaj w moim życiu stało się bardzo dużo, i myślę że to dzięki tym właśnie wydarzeniom jestem teraz tu, gdzie jestem. Temu miastu zawdzięczam znajomości z ludźmi, którzy znaczą dla mnie teraz bardzo, bardzo wiele. Przyszedł jednak taki moment, w którym wiedziałam, że już nic dobrego mnie tam nie czeka. Możliwe, że byłam w błędzie, bo właściwie nigdy nie wiesz, co Cię spotka nawet tego samego dnia... jednak potrzeba zmiany i świeżości, wygrała wtedy z sentymentami.

Dorosłość, praca, koniec studiów - priorytety mają prawo się zmienić. A gdy metamorfozę przechodzi system wartości, a dotychczasowe zajęcia nie cieszą już tak mocno jak kiedyś, często przychodzi też ochota na zmianę miejsca zamieszkania. Z całą świadomością mogę jednak przyznać, że przeprowadzka do innego miasta, tylko w małym stopniu pomaga w przeprowadzce do innego życia. Wszystko zależy od motywacji, woli działania i planów, które rodzą się przecież w głowie, bez względu na szerokość geograficzną, w jakiej ona się akurat znajduje.

Zmiana miasta za to odświeża umysł i pozwala spojrzeć na wiele rzeczy inaczej. Pozwala zatęsknić za tym, co zostawiło się za sobą i docenić ludzi, których nie widuje się już na co dzień. Nowe miejsca i nowe osoby też czegoś uczą. Grunt, żeby nie nauczyły złych nawyków i nie sprowadziły na złą drogę. Czasem na pozór zwyczajne znajomości, po pewnym czasie okazują się wręcz przełomowe.

Miałam już minimum siedmiu listonoszy!

Do napisania tego posta zainspirowało mnie po części pytanie, które usłyszałam w zeszłym tygodniu od osoby, z którą widuję się średnio raz na pól roku. Spytała mnie, gdzie aktualnie mieszkam, dodając: w Polsce czy za granicą? To skłoniło mnie do przemyśleń, że moi dalsi znajomi mogliby się pewnie pogubić w tym, co się aktualnie ze mną dzieje.

Płock - Toruń - Gdańsk - Perugia - Macerata
Niektórzy przeprowadzają się kilkadziesiąt razy, inni nie ruszają się ze swojego terytorium na dłużej niż tydzień wakacji. Jak do tej pory zmieniałam adres sześciokrotnie, a niektóre tylko piękne widoki, które przyszło mi oglądać, widnieją na załączonym powyżej obrazku. Każde z nich wspominam z sentymentem, jednak nie każde mogłabym wymienić jako te, w którym zostałabym na stałe. Które z nich zatem mogę nazywać domem i jak określać wtedy wszystkie pozostałe? Czym jest adres, pod którym może znaleźć mnie listonosz? :)

Aktualnie moja meta znajduje się w Gdańsku, a konkretnie w jego najpiękniejszej według mnie dzielnicy - Oliwie. Na Pomorzu też się u mnie nieco pozmieniało. Dorosłe życie puka w okna o 6:30 każdego ranka, a ja niemądra wstaję i je otwieram. Wieczorami za to zastanawiam się, jak to się stało, że dorosłość już mnie namierzyła, i do tego nie daje spać.

Lubię Gdańsk, ale mimo to wiem, że nie jest on moim miejscem na ziemi. Jak do tej pory chyba takiego nie znalazłam (a może znalazłam, ale jeszcze mnie tam nie ma). Dlatego kolejna zmiana na pewno nastąpi, i przewiduję ją jeszcze w tym roku! Jeśli Ty, zapytany o jedno miejsce na mapie, w którym czujesz się szczęśliwy i spełniony, nie musiałbyś zamykać oczu, żeby od razu je zobaczyć, gratuluję! Ja, jeśli już takie namierzę, pewnie nie omieszkam się tym tu podzielić. :)

___
Do pisania też można zatęsknić, pewnie i z takiej przyczyny ten wpis. Praca pracą, sesja sesją, magisterka magisterką, ale pisanie nie na temat nieruchomości i nie analizy debat politycznych na zaliczenie przedmiotu, sprawia mi o wiele więcej frajdy.

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz