2015/11/15

Dokąd dotrzemy autem z uczciwością w baku?


Powiedz jak bardzo jesteś uczciwy, a ja powiem Ci, jak bardzo dostaniesz za to po dupie. Ile razy w naszym życiu karmie się coś pomyliło i wróciła jako zły skutek po - zdawać by się mogło - dobrej przyczynie? 
Albo wróciła bez żadnej przyczyny?

Do Krainy mlekiem i miodem płynącej?

Przykłady pozornej tylko uczciwości towarzyszą nam każdego dnia. Rozpoczynają się już od samego śniadania, gdzie z trudem odnajdziesz orzechy w paczce płatków "z orzechami" przecież. Idziesz do sklepu po świeże ciasto, a pani Jadzia pakuje je z szerokim uśmiechem, pokazując wszystkie zęby. W domu jednak, to Twoje siekacze mają problem z ugryzieniem sernika, który pamięta czasy zeszłego tygodnia. Znalazłeś portfel z kilkoma stówkami i zwróciłeś właścicielowi? Szczęściarz z niego. Mój być może spodobał się znalazcy na tyle, że postanowił go sobie zatrzymać ze wszystkimi dokumentami w środku.

Jest wiele przykładów na to, że ludzie nie grzeszą uczciwością. Najbardziej klasycznym jest reklama. Dlatego nie przepadam za robieniem zakupów. Jednak, jako że nie dorobiłam się jeszcze własnej asystentki, która je za mnie zrobi (może dlatego, że próbuję jednak żyć uczciwie?), to zdarza mi się średnio raz na tydzień spacerować między krzyczącymi do mnie półkami w supermarkecie. Potrzebujesz szamponu przeciwłupieżowego? Ten tutaj, weź ten tutaj! Tylko on ma w swoim składzie wyciąg z antyłupieżowca przeciwłupieżowego, rosnącego w Dolinie Pięknych Włosów, gdzieś w Krainie mlekiem i miodem płynącej. Tylko dzięki niemu będziesz czuć się pięknie i pozbędziesz się wszystkich kompleksów. Tak naprawdę, nie różni się on niczym od tego z półki niżej, jednak zapamiętana gdzieś reklama, wrzuca nam do koszyka ten cudowny specyfik. O magii reklamy na pewno zdarzy mi się jeszcze pisać, bo temat ten strasznie mnie fascynuje. O jej związku z uczciwością również - bo czy wciskanie komuś bzdur nie jest nieuczciwe?

Idąc od supermarketu, można zawędrować z naszymi przykładami jeszcze dalej. Zaczniemy od sklepu, przejdziemy przez treści, które oglądamy codziennie w Internecie, pomaszerujemy do szkoły i na uczelnię, gdzie uczciwa młodzież wyrasta na kilometrowych ściągach (skłamałabym, gdybym się z nią nie utożsamiła). Skończymy gdzieś na wyborach i rządach w Polsce. Możemy też wyjechać poza jej granice i dyskutować o wydarzeniach ostatnich dni we Francji. Na tym jednak się zatrzymam.

Mandacik, proszę pani

Temat uczciwości nasunął mi się po zdarzeniu, które miało miejsce w zeszłą sobotę. Był to jeden z moich najbardziej pechowych w ostatnim czasie dni, który rozpoczęłam wyjątkowo dostojnie, wylewając na siebie pół kubka porannej kawy.

Feralnego sobotniego wieczoru jechałam tramwajem do centrum Gdańska. Po dwóch przystankach podszedł do mnie w wiadomym celu kanar. Niczego się nie spodziewając, podałam mu kartę miejską zakupioną w zeszłym miesiącu. Aż tu nagle "mandacik, proszę pani"! Okazało się, że zakupiony przeze mnie - mój pierwszy w tym mieście - bilet MIESIĘCZNY na autobusy i tramwaje, nie jest ważny przez miesiąc, a 30 dni. Przejechałam się zatem nie za 1,5 złotego, a za złotych 120.


Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się chyba (a jak się zdarzyło, to osoba z którą tak postąpiłam, jest zobowiązana do przypomnienia mi tego zdarzenia i jego okoliczności!) jechać bez biletu z premedytacją, z podwyższonym biciem serca, czekając na nieprzyjście kanara. Mimo to mandatów w swoim życiu dorobiłam się już kilku. Raz kasownik zrobił mi psikusa i zadziałał podwójnie, raz tak się zamyśliłam, że siedziałam patrząc w okno z biletem w dłoni, przygotowanym do skasowania. Obie te wycieczki kosztowały mnie tyle, ile kosztują niepotrzebne wydatki. Za każdym razem mówię sobie, że próba bycia uczciwą nie popłaca, i że będę bardziej uważać ze swoją nieuwagą.

Uczciwością i pracą ludzie się nie bogacą

Przynajmniej nie w sposób materialny. Samochód zatankowany uczciwością, powinien mieć w bagażniku dodatkowo zapasy cierpliwości i motywacji. Dzisiaj bycie przyzwoitym i porządnym nie jest łatwe, gdy naokoło ludzie nie do końca traktują się tak, jak sami by tego chcieli. Podobnie jest ze wszystkim, co nie przynosi korzyści materialnych. Wolontariat, akcje charytatywne, bezpłatne praktyki - tego typu działania nadal funkcjonują, i mają się całkiem dobrze. Jedni aktywnie biorą w nich udział, inni siedzą bezczynnie i dziwią się, jak tak można - za darmo?

Tutaj uczciwość zaczyna już chyba zahaczać o dobroć. Myślę, że dobry ze mnie człowiek, nie mi to jednak oceniać.

Ruszając powoli w kierunku konkluzji, w każdej chwili jesteśmy narażeni na krytykę, każdy ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie, z którym nie do końca przyjdzie nam się zgodzić. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zrozumie wyższych idei, jakie mogą przyświecać niektórym ludziom. Z uczciwością jest jak z lojalnością, szczerością czy zaufaniem. Nie można jej komuś dać i dostać na urodziny, ale można się nią kierować. A że karma pomyli adresy i wróci do nas z przytupem, spotka nas to jeszcze nie raz, spokojnie. Przynajmniej czujemy, że trafiła do nas przypadkiem, a nie, że była zaadresowana na nasze nazwisko.

Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto. - tak mądrze rzekł śp. profesor Bartoszewski. Lepiej bym tego nie ujęła.

6 komentarzy:

  1. Zawsze trzeba się kierować tym, kim jesteśmy. Inaczej to wszystko nie ma sensu. Karma działa różnie. Może wraca do nas za coś innego, o czym być może nawet nie pamiętamy, albo nie mamy świadomości, że zrobiliśmy coś złego (tak też może być przecież, nikt nie jest nieomylny). To nie jest ważne. Póki jest się zgodnym ze sobą, swoimi zasadami i przy tym nie narusza się granic drugiej osoby, to jest świetnie i nie można sobie niczego zarzucić. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jedno tu jest pewne - z karmą nie ma żartów! I wierzę, że wraca. A bycie ze sobą zgodnym to wspaniałe uczucie. Jeśli do tego wszystko wokół też się z nami zgadza... wtedy to wszystko ma sens :)

      Usuń
  2. "Wielu ludzi z Zachodu niewłaściwie rozumie prawo karmy. Mylą go z fatalizmem, według którego człowiek z góry skazany jest na cierpienie z powodu jakiegoś nieznanego przestępstwa z zapomnianej przeszłości. Nie jest to dokładnie tak, co pokazuje nam następująca historia.

    Dwie kobiety piekły ciasto, każda swoje. Pierwsza miała marnej jakości składniki. Stara biała mąka miała zielonkawe ślady pleśni, które najpierw trzeba było usunąć. Masło, bomba cholesterolowa, zaczynało już jełczeć. Musiała wyjąć brązowe grudki z białego cukru (ponieważ ktoś zanurzył w nim łyżeczkę od kawy), a jedynymi owocami, które miała, były przestarzałe rodzynki, twarde jak kamień. A kuchnia była w stylu, ja to nazwano "międzywojennym", gdzie słowo "międzywojenny" było sprawą dyskusyjną.

    Druga kobieta miała doskonałej jakości składniki. Ekologiczna mąka z pełnego przemiału nie zawierała w sobie czynników modyfikowanych genetycznie. Miała bezcholesterolową margarynę, brązowy cukier i soczyste owoce wprost z własnego ogrodu. A jej kuchnia była supernowoczesna, z dopracowanym każdym najnowszym gadżetem.

    Która z kobiet upiekła smaczniejsze ciasto?

    Często się zdarza, że nie ten, kto ma najlepsze składniki, piecze lepsze cisto - sedno tkwi w samym pieczeniu, a nie tylko w komponentach. Czasami mając złej jakości składniki, wkłada się tak wiele wysiłku, zaangażowania i serca w to pieczenie, że cisto udaje się wyśmienicie i nie ma sobie równego. Sedno w tym, że liczy się to, jak postępujemy ze składnikami.

    Miałem kilku znajomych, którzy otrzymali marne składniki, na bazie których musieli pracować w swoim życiu. Urodzili się w ubóstwie, prawdopodobnie jako dzieci byli wykorzystywani, niezbyt bystrzy w szkole, może upośledzeni i zupełne antytalencia sportowe. Ale z tych kilku zalet, doskonale połączonych, wyszło im imponująco dobre ciasto. Podziwiam ich wielce. Czy rozpoznajecie takie osoby?

    Miałem innych znajomych, którzy dostali wspaniałe składniki, stanowiące doskonałą bazę do dalszego życia. Ich rodziny były zamożne i pełne miłości, byli inteligentni, sportowo utalentowani, dobrze wyglądali i cieszyli się powodzeniem, a jednak zmarnowali swoje młode lata na narkotykach i alkoholu. Czy rozpoznajecie kogoś takiego?

    Połowę karmy stanowią składniki, na których musimy pracować. Drugą połowę, najważniejszą z ważniejszych jest to, co z nimi zrobimy."

    Enjoy your reading ;)

    Źródło: Ajahm Brahm, "Opowieści buddyjskie dla małych i dużych. Otwierając wrota Twojego serca", Białystok 2013

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajahn* - uwielbiam tego mnicha. Polecam jego wykłady na youtube. :)

      Usuń
  3. Childa, od Ciebie zawsze można spodziewać się czegoś oryginalnego. :*
    To w takim razie zbieramy składniki już od wieeelu wielu lat. U mnie jedne wspaniałe i doskonałej jakości, inne zepsute i nie wiem czy jeszcze nadają się do pieczenia... Na razie boję się chyba, że ciasto nie wyjdzie tak dobre, żebym mogła dać je komuś posmakować. :) Niemniej jednak, staram się dbać o wszystkie komponenty i skrupulatnie przygotowuje się do wypieku!
    Nie omieszkam zajrzeć na youtube, jeśli tam też znajdę wykłady w klimacie tego powyżej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sęk w tym, że nadaje się wszytko. Istota polega na tym, jak podejdziesz do sprawy samego pieczenia, nie zaś do tego, z jakich składników będziesz piekła. Kluczowe jest pytanie "Jak?", a nie "Z czego?".

    Ciasto natomiast, jak ciasto, jednym będzie smakować, drugim nie. To też jest nie do obejścia. Mi już dawno posmakowało ;)

    A wykładów na YT jest całe mnóstwo. Polecam!

    Agnieszka: Jakiś czasu temu użyłam tego samego sformułowania "Uwielbiam tego mnicha" ;)

    OdpowiedzUsuń