2015/11/11

Tytułem wstępu


W Dniu Niepodległości mniszek pospolity staje się niepodległy, wolny i niezależny. A tak naprawdę sam dzień 11 listopada nie ma tu żadnego znaczenia. Ten blog narodził się w ostatnich tygodniach, i właśnie dziś poczułam, że nastał dzień, by mógł ujrzeć światło dzienne.

Dobry wieczór! Coś się właśnie zaczyna, więc wypada się przywitać.

Nosiłam się z zamiarem pisania już od bardzo dawna. W ostatnim czasie zbyt wiele rzeczy kumuluje się w mojej głowie, i czuję, że powinny one znaleźć ujście. Nie nudzę się na co dzień, wręcz przeciwnie. Mimo to chyba wciąż mi mało. Tak to już jest, że im więcej zaczynasz robić w ciągu coraz krótszej doby, tym bardziej rośnie ochota na jeszcze więcej. Tak też mam w tej chwili, a niniejszy blog jest tego owocem.

Pisanie pamiętników jakoś nigdy nie szło mi na tyle dobrze, żebym mogła pochwalić się teraz pokaźną księgą zawartych w nich wspomnień. Czasami żałuję, bo chwile, nawet te wydawało by się niezapomniane, bywają ulotne jak owoce tytułowego mniszka. Mimo, że lubię PISAĆ (ciekawe czy ktoś za sto lat będzie wiedział, do czego służy długopis), to przerzucam się po części na klawiaturę.

Mniszek zwany pospolicie dmuchawcem

Czy to wchodząc na nową stronę czy poznając różne rzeczy, zastanawiam się nad genezą ich nazwy. Wobec tego czuję się zobowiązana do wytłumaczenia również mniszka.

Jedni lubią róże, inni tulipany, kolejni pIWONIE (albo PIWOnie), ja lubię mniszki pospolite, czyli pospolicie znów by rzec - dmuchawce. Upodobałam sobie tę roślinkę wśród całej flory już dawno temu i często jest ona gościem na ekranach moich telefonów i komputera. Mimo to nie opatrzyła mi się, zaprzyjaźniłam się z nią, dlatego mam nadzieję, że ona zaprzyjaźni się teraz z blogspot, kropką i com na jej końcu, i będzie godnie pełniła rolę nazwy mojego bloga.

Może dmuchawiec  nie jest fascynującym stworzeniem dla nikogo oprócz mnie, ale to chyba oto chodzi. Dlatego przywłaszczam go sobie jako identyfikację wizualną (będzie sto razy lepsza, jak już nauczę się projektować), i mam nadzieję, że nie wytoczy mi sprawy o prawa autorskie.

Zadanie domowe wyewoluowało

Sam pomysł na bloga jarzył się słabym światłem na końcu tunelu już dość długo. Ostatecznie do powstania mniszka przyczyniła się jednak moja praca. Blog - nazwijmy go osobistym - miał mi pomóc prowadzić bloga firmowego. W miarę upływu czasu i przemyśleń, idea własnego miejsca w sieci nawet mi się spodobała. Nie traktuję go teraz jako zadanie domowe, a rezultat wielokrotnych przemyśleń pod tytułem "a może naprawdę założę własnego bloga?".

Nie wiem skąd wezbrała we mnie ochota akurat na tę formę rejestrowania tego, co siedzi w mojej głowie (nie od razu książkę napisano - może stąd). Daleko mi do osoby zafascynowanej blogosferą, nie czytuję regularnie blogów i nie mam swojej ulubionej szafiarki. Oprócz tego, nie przywykłam do przesadnego uzewnętrzniania się każdej napotkanej na swojej drodze osobie. Tego też w większości, przy całej otoczce jaką mają blogi stricte osobiste, będę trzymać się nadal.

Skoro już ochota wezbrała, i nawet wykiełkowała, to może wyrośnie z niej coś przyzwoitego.

Tyle tytułem wstępu, pożyjemy zobaczymy. Do następnego!

3 komentarze:

  1. Czytając to,uśmiechnęłam się kilka razy :) Też nie czytuję regularnie blogów, też nie mam swojej ulubionej szafiarki, ale Twój blog będę na pewno śledzić! :)

    OdpowiedzUsuń