2015/11/23

Panie Pilocie, Polacy w samolocie!


Zuza ma to szczęście, że co jakiś czas ogląda dziwny ten świat z góry. Wtedy od razu wszystko wygląda lepiej, a nawet największa dziura, z okna samolotu wydaje się być cudem natury. W życiu piękne są jednak tylko chwile, i kontemplacje kilka kilometrów nad powierzchnią Ziemi, potrafi zepsuć on: Polak biedak cebulak we własnej osobie. 

Chodź Halina, bo za darmo dajo

Jak dajo, to idziem! - odpowiada Halina podekscytowanemu Januszowi z wąsem. Małżeństwo prawdopodobnie z kilkunastoletnim stażem, zaoszczędziło właśnie parę eurasów na napoju energetycznym, którą rozdają młode długonogie hostessy w ramach akcji promocyjnej tegoż specyfiku. Po puszeczce dostały jeszcze dwa spieczone na raka szkraby, krzątające się pod stopami Janusza, odzianymi w skarpety i sandały.

Zuza, gdy już zdarzy jej się wyruszyć w podróż za granicę, zawsze z zainteresowaniem zawiesza wzrok na Polakach napotykanych na swojej drodze. I za każdym razem fascynuje ją, jak tak bardzo można wyróżniać się na tle innych nacji. A może rodak rodaka poznaje z automatu? Być może ktoś z Was ma tak samo i przy powrocie do kraju, już na lotnisku czuje się jak w domu. Jest mnóstwo oznak wskazujących na to, że obok nas w kolejce do samochodu stoi nie kto inny, a mieszkaniec Polski. Główna cecha? Narzekanie. O tak, to potwierdzone uszami Zuzy nie raz, i nie dwa. Polacy ubóstwiają zadręczać się i mówić, jak bardzo jest źle. Taki mały paradoks - Zuza też uskarża się na swój marny żywot. Taki już urok Polaka, i każdy - nawet Zuza, ma w sobie jego pierwiastek.

Do you speak polisz?

Kilka razy Zuzie zdarzyło się nie przyznać do tego, że jest Polką. Było jej przykro, ale wolała to, niż stać się obiektem drwin ze strony obcokrajowców, znajdujących się wówczas wokół.

Za pierwszym razem taka sytuacja miała miejsce na jednym z lotnisk, kiedy to dwie Polki wytoczyły się (dosłownie) z samolotu i okrutnie pijane krzyczały do obsługi lotniska “Jesteśmy z Polski! Uuuuu, daj buzi słodziutki!”. Tak było, dosłownie. Obie były z grupą swoich równie nierozgarniętych znajomych. Wszyscy przez kilkanaście minut, targowali się łamanym polsko-angielsko-włoskim o cenę za bagaż, z kierowcą autobusu jadącego do centrum miasta. Ten jednak - na szczęście dla Zuzy siedzącej w tymże autobusie - nie uległ, ale przynajmniej poprawił sobie humor na wieczór, a i opinię o Polsce i Polakach też pewnie zmienił na lepsze.

Innym razem Zuza spotkała na plaży liczną grupę rodaków, którzy zażywali słonecznych kąpieli. Wszystko byłoby w porządku, gdyby przy tym nie klęli na pół wybrzeża, nie rzucali się plastikowymi, oczojebnie zielonymi, dopiero co opróżnionymi kubkami po piwie, i nie komentowali wyglądu plażowiczów wokół. Nasza bohaterka już kilka razy miała okazję się przekonać, że język polski aż tak nieznany w świecie nie jest, i nietrudno palnąć coś, czego można mocno żałować. Nigdy nie wiadomo, kiedy za plecami Polak patrzy na ręce. I do tego słucha!


Zuza wie, że w całym swoim podejściu może odrobinę przesadza, a inne nacje też potrafią zachowywać się, delikatnie to ujmując, słabo. Jak do tej pory miała jednak pecha, i takie zachowania spotykała tylko u osób pochodzących z tego samego kraju, co ona. Widziała też normalnych turystów z Polski, ale negatywne wrażenie jeszcze nie zdołało wyparować z jej pamięci i zasłonić plusikiem tego wielkiego minusa.

Oklaski dla Pana Pilota!

Taka tam przypadłość podróżujących Polaków (choć chyba nie tylko nas) - bicie brawa po udanym lądowaniu. To tak jakby każdorazowo oklaskiwać kierowcę autobusu czy tramwaju, który dojechał na pętlę. Równie dobrze można bić brawo sobie po każdym zakończonym dniu pracy, najlepiej z owacjami na stojąco. Przecież czasami to prawdziwy wyczyn.

Zadaniem pilota jest wsiąść za stery, poprowadzić bezpiecznie samolot i szczęśliwie wylądować na docelowym lotnisku. Ktoś może powiedzieć, że Zuza nie docenia pracy pilota i że jest niesympatyczna (to akurat prawda). Ku zdziwieniu jednak tych wszystkich sympatycznych, pilot nie słyszy braw w kokpicie. Nie wyjdzie z niego i nie ukłoni się, a brawa ulecą w eter.

Z biciem podobnie jak z piciem. Kwestia spożywania alkoholu na pokładzie też jest dla Zuzy sporna. I też można ją odnieść do współpasażerów w innych środkach komunikacji. Z tą różnicą, że w tramwaju alkohol spożywają studenci jadący na imprezę albo żule, wszyscy nielegalnie. W samolocie buteleczkę szampana przynosi stewardessa (a to ci luksus). Można pić na plastikowej podkładce za siedzeniem sąsiada z przodu (kto bogatemu zabroni). Zuza rozumie, że czasem tak ludzie odreagowują stres, związany z faktem przebywania wysoko w powietrzu. Ale potem w kolejce do jedynej na pokładzie - nierzadko wielkości Zuzy walizek - toalety, w kolejce muszą stać wszyscy.

Niemniej jednak, Zuza lata nadal, najtańszymi liniami. Może tylko w takich można spotkać się z opisanymi wyżej zjawiskami. Musi jednak przyznać, że gdy pewnego razu, w samolocie podczas lotu było nad wyraz spokojnie, a po wylądowaniu nie usłyszała gromkich braw, czegoś jej w tym rytuale podróży zabrakło. Człowiek potrafi przyzwyczaić się chyba do wszystkiego.


***
Powyższy tekst nie miał na celu urazić żadnego patrioty, ma charakter żartobliwy i humorystyczny. Powstał na podstawie obserwacji nikogo innego, jak samej Zuzanny, a zbieżność imion i sytuacji jest zupełnie przypadkowa :)

3 komentarze:

  1. kolejny raz o januszach, wydawać by się mogło, że będzie ograne i nudne, ale nie. oni potrafią zaskoczyć. ZAWSZE. :D "chodź" zmieniłabym tylko na "chono"!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż boję się pomyśleć, gdzie i jak mnie jeszcze zaskoczą!! Hahah o tak, "chono" by się tu wpasowało o wiele wiele lepiej :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń